Saturday 10 February 2018

BLUŹNIERSTWO

Opowiadał mi frater Adalbertus:
Jak można przekonać o boskości Jezusa kogoś, kto w tę boskość wątpi? Na przykład kogoś z zupełnie innej cywilizacji? Dla starożytnych Greków było rzeczą zupełnie oczywistą, że Bóg może mieć dziecko ze zwykłą kobietą, ale jak to wytłumaczyć wątpiącemu przedstawicielowi naszej technicznej cywilizacji? Czy tłumaczyć takiemu, że to właśnie Grecy pisali Ewangelie? Albo może że to kwestia rozumienia słowa "Bóg", tak różnego we współczesnej technicznej cywilizacji i w starożytnej Grecji? No bo na czym polega boskość? Co powiedzieć takiemu, jeśli spyta o definicję boskości? Przecież można się spotkać z argumentem, że oba twierdzenia: "Bóg może mieć dzieci" i odwrotne wymagają jakiejś definicji Boga.
Takie myśli przechodziły mi przez głowę, kiedy pewnego razu stałem w kościele zbudowanym w stylu starożytnych Greków. Miał on kolumnową fasadę, a wnętrze bazylikowe z jońskimi kolumnami wzdłuż nawy. Samo słowo "bazylika" pochodzi od greckiego słowa "basileos", czyli król. Kościół był uroczy, czułem się jakby mnie przeniesiono w inny świat, kiedy jednak wyszedłem na ulicę, natychmiast zostałem przywrócony do rzeczywistości. Kościół stał wciśnięty pomiędzy wieżowce i wyglądał jak zabytek po dawno nieistniejącej cywilizacji. Po ruchliwej ulicy przed kościołem śmigały auta, a nad głowami raz po raz przelatywały zwalniające samoloty zmierzające w kierunku pobliskiego lotniska. To nie jest cywilizacja, która fascynowałyby zjawiska na górze Olimp czy Synaj. Tę cywilizację fascynuje Wielkie Bum, czarne dziury w niebie, ucieczka galaktyk. Jak takich ludzi przekonywać o tym, że Bóg miał syna z kobietą z Nazaretu? Ten sam Bóg, który przed milionami lat spowodował Wielkie Bum?
Stałem trochę oszołomiony na chodniku potrącany przez przechodniów śpieszących w różne strony, gdy jezdnią pędziła rzeka samochodów. Na murze po drugiej stronie ulicy ktoś wypisał wielkimi literami hasło: "Eric Clapton is God". "Cóż za bluźnierstwo!" pomyślałem. A z drugiej strony to ciekawe na jakiej podstawie ludzie przypisują komuś boski status. Przecież Eric Clapton cudów nie czyni! W dodatku wyznawcy Claptona to często ludzie z wyższym wykształceniem, żaden przesądny ciemnogród. Może oni też jakoś inaczej rozumieją słowo "Bóg"? A może po prostu z mniejszą powagą podchodzą do tego rodzaju poważnych twierdzeń? Nagle jeden z przechodniów zatrzymał się przede mną, zmierzył mnie wzrokiem i wykrzyknął:
"Bluźnierca!"
Nie wiem co mu też przyszło do głowy. Nie miałem w swoim odzieniu nic, co by w jakikolwiek sposób obrażało majestat Pana Boga, przeciwnie, ubrany byłem w swój zakonny habit. Może podejrzewał, że to ja byłem autorem napisu po drugiej stronie ulicy? Ów człowiek ubrany był w szarawary, miał długą brodę, a na głowie koronkową białą czapeczkę. Zapytałem go:
"Dlaczego nazywasz mnie bez powodu bluźniercą?"
"Wcale nie bez powodu! Wy chrześcijanie nazywacie swojego Jezusa Bogiem, a to jest bluźnierstwo! Żadnego człowieka nie wolno nazywać Bogiem! Kęsim!"
No i co takiemu powiedzieć? Klarować mu, że dla starożytnych Greków było rzeczą zupełnie oczywistą, że Bóg może mieć dziecko z kobietą i że to właśnie Grecy byli autorami Ewangelii? Albo że to kwestai rozumienia słowa "Bóg"? Ciekawe czy taki ktoś w szarawarach potrafiłby zdefiniować pojęcie boskości, albo boskiej natury? Zastanawiałem się nad odpowiedzią i nie mogłem nic wymyśleć, kiedy nagle w sukurs przyszedł mi inny przechodzień, który pochylił się ku mnie i szepnął:
"Powiedz mu, że sam jest bluźniercą, bo ogranicza wszechmoc Wszechmocnego. Bluźnierstwem jest twierdzenie, że Wszechmocny nie może przybrać postaci człowieka i urodzić się z kobiety, jeśli ma na to ochotę."
Wydawało mi się to istotnie znakomitą odpowiedzią. Nie zastanawiając się wiele krzyknąłem memu oskarżycielowi prosto w twarz:
"Sam jesteś bluźniercą, bo ograniczasz wszechmoc Wszechmocnego! Bluźnierstwem jest twierdzenie, że Wszechmocny nie może przybrać postaci człowieka i urodzić się z kobiety, jeśli ma na to ochotę!" Mego oskarżyciela wcale to nie zbiło z pantałyku. Zapytał ironicznie:
"A co to za szuszwol takie ci pokrętne odpowiedzi podpowiada?"
Obejrzałem się. Przechodzień wcale się nie zatrzymał i uszedł już kilka kroków. Istotnie, spodnie miał uszmudrane, a w za dużych butach zielone sznurowadła. Odwrócił się ku mnie i powiedział:
"Powiedz mu, że to Szuszwol ze Swarzyndza."

Poczem poszedł dalej i znikł za najbliższym rogiem.

No comments:

Post a Comment

SAMUELU, SAMUELU!

  Opowiadał mi frater Adalbertus: Siedziałem kiedyś na skwerze na osiedlu blokowym i obserwowałem gromadkę bawiących się dzieci. Panował t...