Monday 5 February 2018

TRZY ZDROWAŚKI

Opowiadał mi frater Adalbertus:
Czyż osoba duchowna nie powinna poznawać również innych doktryn religijnych, poza swoją własną? Jest przecież sporo prawdy w twierdzeniu, że zrozumienie innych punktów widzenia nie zubaża, ale właśnie ubogaca. Z takiego założenia wychodząc usłyszawszy, że pewien sławny profesor ma serię wykładów otwartych na temat religioznawstwa, postanowiłem ich posłuchać.
O wyznaczonej godzinie znalazłem się w budynku alma mater w sali wykładowej w grupie słuchaczy oczekujących wykładowcy. Jak to zwykle bywa w takich chwilach, oczekujący rozmawiali ze sobą półgłosem i salę wypełniał jednostajny szmer. Szmer ten ucichł jak nożem uciął kiedy do sali wszedł wykładowca i wkroczył na katedrę. Miał on długie włosy spięte zieloną gumką w bujną kitę, pod pachą teczkę papierów, a na twarzy szelmowski uśmieszek. Rozłożył swoje papiery przed sobą na stole, skłonił się lekko zebranym i zaczął mówić:
"Dzień dobry państwu. Chciałbym zacząć od ostrzeżenia. Ostrzeżenie to dotyczy magii. Nie, nie!", zaperzył się widząc zdumione twarze niektórych słuchaczy, "nie będę państwa ostrzegał przed wiedźmami i urokami. Chcę natomiast ostrzec przed myleniem magii z wiedzą. Sądzicie państwo, że te dwie rzeczy trudno pomylić? Otóż zapewniam, że humanistom badającym kulturę zdarza się to bardzo często, a szczególnie często zdarza się to religioznawcom.
Dam państwu przykład z jajami. Otóż moja babcia gotując jaja na miękko odmawiała nad nimi trzy zdrowaśki. Zawsze i nieodmiennie odmawiała te trzy zdrowaśki i zawsze skutek był ten sam: jaja ugotowane były na miękko. Moja babcia była oczywiście najzupełniej świadoma wpływu, jaki odmawiane zdrowaśki miały na wspomniane wyżej jaja: był to sposób odmierzania czasu. Tymczasem moja ciotka (która, muszę to przyznać, nie jest zbyt rozgarnięta) do mierzenia czasu ma elektroniczne urządzenie piszczące po - załóżmy - trzech minutach, tymczasem nad jajami nadal odmawia zdrowaśki. Czemu? Z prostego powodu: babcia zawsze tak robiła, a miała u ciotki autorytet niepodważalny. Ciotkajest bardzo pobożna i skoro babcia odmawiała, to ona też będzie. Teraz wyobraźmy sobie potencjalnego religioznawcę z Chin, który postanawia zbadać zachowania mojej ciotki. Jak zaklasyfikuje on zdrowaśki odmawiane nad jajami? Najprawdopodobniej zaliczy je do zachowań religijnych. Może wliczy je do praktyk Kościoła Katolickiego? A może będzie to punkt wyjścia do rozważań nad jajami, które pierwotnie są w stanie profanum, ale po trzech zdrowaśkach osiągają stan sacrum i wtedy dopiero nadają się do spożycia?"
Słuchając tego przypomniałem sobie moją własną babcię, która również odmawiała zdrowaśki nad jajami, ale ich liczba jakoś nie utkwiła mi w pamięci, a o przyczynę nigdy babci nie pytałem. Zakładałem pewnie, że odmawia zdrowaśki, bo jest pobożna. Wykładowca tymczasem kontynuował:
"Dam państwu badziej magiczny przykład. Otóż wyobraźmy sobie średniowiecznego alchemika w - powiedzmy - arabskiej Hiszpanii. Ów alchemik wie jak otrzymać al-kohol, al-dechydy i al-kaloidy, wie także, że z niektórych minerałów można otrzymać metale wkładając je na określony czas do rozżarzonego pieca. Na jaki czas? Powiedzmy, że można ten czas odmierzyć powtarzając odpowiednią ilość razy formułkę 'Allah Akbar'. Alchemik ów posiada zupełnie rzetelną wiedzę i zupełnie uprawnione jest jego twierdzenie, że poszukuje minerału, z którego otrzymać można złoto. Wyobraźmy sobie teraz, że ów alchemik ma pomocnika, którego zadaniem jest sprzątanie laboratorium. Pomocnik ten obserwuje zachowanie alchemika i oczywiście zauważa, że alchemik cieszy się dużym szacunkiem na dworze kalifa. Po jakimś czasie pomocnik emigruje do chrześcijańskiej części Hiszpanii i na dworze tamtejszego księcia przedstawia się jako 'alchemik poszukujący minerału, z którego otrzymać można złoto'. Zyskje on patronat księcia, buduje sobie laboratorium i naśladuje zewnętrzne zachowania alchemika, wkłada różne kamienie do pieca i powtarza nad nimi… no właśnie, magiczne formuły. Pisze również księgi i polemizuje z innym podobnym sobie 'alchemikiem', czy wypowiadaną formułą powinno być 'Allah Akbar' czy raczej 'Abrak Adabra'. Uśmiechają się państwo z niedowierzaniem? Otóż proszę mi wierzyć, że taka polemika o formułki jest najbardziej możliwa, i to nie tylko w książkach. Bywało, że o formułki toczono krwawe wojny…"
W tym momencie do sali wszedł jakiś papudrak w garniturze i pod krawatem, z wuchtą papierów pod pachą, i stanął jak wryty. Wybałuszając oczy na naszego wykładowcę, wykrztusił:
"Co… Co pan tu robi?"
"Ja, proszę pana, mówię," padła odpowiedź. "A ściślej mówiąc ostrzegam."
"Przepraszam, ale czy to pan jest może sławnym profesorem religioznawstwa?"
"Ja miałbym być profesorem? Skądże! Jestem tylko wędrownym hermeneutykiem, nazywają mnie Szuszwol ze Swarzyndza. A czymu?"
"Ach, to mi ulżyło. Bo mi się właśnie wydawało, że to ja jestem sławnym profesorem, a także że w tej sali mam mieć akurat teraz wykład."
"Skoro tak się panu wydawało, to nie będę z panem podejmował polemiki. Niech się panu nadal tak wydaje, a ja już sobie pójdę." To powiedziawszy zebrał swoje papiery i skłoniwszy się w stronę słuchaczy bez słowa wyszedł z sali. Tymczasem nowy wykładowca wszedł na katedrę, rozłożył na stole swoje papiery, skłonił się zebranym i zaczął:

"Dzień dobry państwu. Dzisiejszy wykład chciałbym poświęcić formułom werbalnym w chrześcijaństwie średniowiecznym, a w szczególności sformułowaniu 'filioque' i jego roli w rozpadzie Kościoła na wschodni i zachodni…"

(Jeśli kto lubi Szuszwola, niech zajrzy tu)

No comments:

Post a Comment

SAMUELU, SAMUELU!

  Opowiadał mi frater Adalbertus: Siedziałem kiedyś na skwerze na osiedlu blokowym i obserwowałem gromadkę bawiących się dzieci. Panował t...