Opowiadał mi frater Adalbertus:
Pewnego dnia pokłóciłem się srodze ze współbratem. Wydawało mi się, że był wyjątkowo niegodziwy, w pewnym momencie przebrał miarę i – jak to mówią – odpadła mi czapka. Wynikła z tego straszna awantura, po której zdegustowany wybiegłem na ulicę. Przygnębiony szlajałem się ulicami bez celu. W pewnym momencie przechodziłem obok małego kościółka ukrytego pośród kamienic. Postanowiłem do niego wejść. Był to barokowy kościółek ze wspaniałym malowidłem na suficie: otwarte niebo i siedzący na chmurach Bóg Ojciec ciskający gromy na rzeszę potępionych golasów. W kościele było pusto i cicho, a ja – ciągle pod wrażeniem niedawnej kłótni – powiedziałem na głos:
„Czy może być coś gorszego na tym świecie?”
Nie spodziewałem się odpowiedzi, która jednak nieoczekiwanie nadeszła. Gdzieś z góry usłuszałem głos odbijający się echem od sklepienia i murów.:
„Gniew Boży!”
Rozejrzałem się. Skąd ten głos mógł dojść? Pod jedną ze ścian rozstawione było rusztowanie, najwyraźniej odnawiano stare freski. Rzeczywiście, na jednej z desek rusztowania ktoś siedział dyndając girami.
„Jak się go ustrzec?” zapytałem.
„Poskramiając swój własny gniew” doszedł mnie głos z góry.
„To nie jest takie łatwe” powiedziałem pamiętając jak zupełnie niedawno odpadła mi czapka.
„Łatwe to może nie jest, ale i tak to jest prawda: jeśli chcesz się uchronić od gniewu Bożego, musisz chronić innych od twego własnego gniewu. Pamiętaj: jeśli Pan Bóg pokazuje ci zło, to nie po to, byś na nie odpowiadał złem, lecz po to, byś dostrzegł zło ukryte w tobie i byś się nawrócił. Na gniew nie odpowiadaj gniewem, lecz wybaczeniem.”
„No tak, ale każdy ma przecież swoje nerwy.”
„To pewnie i prawda. Płomień Pański jest w każdym człowieku, jest on konieczny do życia, ale lepiej mieć nad nim kontrolę, by nie eksplodował. Jeśli eksploduje, może narobić dużo szkody i mnóstwo jest potem naprawiania. Naprawić trzeba, nie wolno przychodzić z darem przed ołtarz jeśli twój brat ma coś przeciwko tobie. Jednak ciągłe naprawianie to nie jest najlepszy sposób. Nie zajedziesz daleko samochodem, który co chwila trzeba naprawiać. Dlatego lepiej nauczyć się doglądać Płomienia Pańskiego tak, by nie eksplodował.”
„Ale jak to zrobić?”
„Na przykład zadać sobie na Wielki post umartwienie: nie dać się sprowokować do gniewu. Jeśli uda ci się nie wybuchnąć gniewem przez czterdzieści dni, to potem taka pokusa będzie się pojawiać znacznie rzadziej. Owszem, czasem gniew będzie w tobie wzbierał, lecz pamiętaj wtedy: to jest próba. Czy jesteś godny zaufania? Bowiem tylko godni zaufania ujrzą Oblicze Najwyższego inne niż to, które widzisz tu na suficie.”
Słowa te odbijały się od sklepienia tak, iż miałem wrażenie, że dochodzą z nieba. Wypowiadający siedział na rusztowaniu, trzymał w dłoni mały pędzelek i kiwał nogami. Zapytałem:
„Nie bardzo widzę z kim rozmawiam. Czy możesz mi powiedzieć kim jesteś i co tu w ogóle robisz?”
Jestem po prostu Szuszwolem ze Swarzyndza, a moim zadaniem jest odnawianie tego, co zostało w ciągu wieków zapomniane” powiedział ów osobnik i zamachał nogami, a ja w tym momencie spostrzegłem w jego butach charakterystyczne zielone sznurowadła.
No comments:
Post a Comment