Monday 29 January 2018

GIBANIE

Opowiadał mi frater Adalbertus:
Czy to możliwe, by zobaczenie Twarzy Boga mogło wprowadzić człowieka w tarapaty? Oto, co mo się kiedyś przydarzyło. Byłem kiedyś w pewnej niezwykłej górskiej dolinie, gdzie (jak mówiono) bije źródło wody żywej, a w tym źródle (jak mówiono) można zobaczyć Twarz Boga. Oczywiście strasznie byłem ciekaw tego zjawiska, ale doszedłszy tam strasznie się rozczarowałem: źródło biło w ocembrowanej studzience, gdzie - zajrzawszy - zobaczyłem tylko odbicie własnej kalafy. W okolicy pasły się owce i akurat tak się złożyło, że obok studzienki stał pasterz, który mi powiedział, że jeśli chcę zobaczyć Twarz Boga, to muszę zapomnieć o sobie. W tym momencie jakby mnie olśniło, na moment rzeczywiście zapomniałem o sobie, zajrzałem do studzienki i - zobaczyłem Twarz Boga. Zrobiło to na mnie takie wrażenie, że omal nie zemdlałem. Usiadłem na kamieniu obok studzienki i próbowałem zebrać myśli. Niestety nie przychodziło mi to łatwo. Tak naprawdę to nie przychodziło mi to wcale, szedłem potem w dół doliny jakby conieco na chaju i przez najbliższe kilka dni snułem się po okolicy jak śnięta ryba. W jednym miasteczku przechodząc przez skrzyżowanie nie zauważyłem czerwonego światła, samochody zatrzymywały się z piskiem opon, a ja nie zwracałem na nie uwagi. W końcu zatrzymał mnie policjant, ale jak mu powiedziałem, że właśnie widziałem Twarz Boga i jestem pod wrażeniem, to mnie zostawił. I słusznie. W końcu nie każdemu się zdarza zobaczyć Twarz Boga. Osoby, które oglądały Twarz Boga, należy otaczać szacunkiem.
W końcu jednak władowałem się w tarapaty. Nie bardzo wiedząc gdzie idę zalazłem za jakąś ozdobnie kutą bramę, ktoś za mną krzyczał że nie wolno, a ja nic, szedłem dalej, zaszedłem na dziedziniec budynku który właściwie wyglądał na pałac, zaparkowane tam były lśniące limuzyny, w końcu wokół mnie pojawili się jacyś panowie w ciemnych okularach, żądali okazania dokumentów, ja im opowiadałem o Twarzy Boga, jednakże ci panowie nie okazywali mi z tego powodu szacunku, wręcz przeciwnie, skuli mnie w kajdanki, wepchnęli do samochodu z kratkami w oknach i wywieźli do aresztu. Tam, nie okazując najmniejszego szacunku osobie, która widziała Twarz Boga, odebrali mi wszystko co miałem w kieszeniach, zabrali mi sznur którym byłem przepasany, nawet sznurowadła z butów kazali mi wywlec. Ja im opowiadałem o Twarzy Boga, a oni tylko się śmiali:
"No, no! Twarz Boga widziałeś? To możesz być z siebie dumny!"
Pewnie że mogę. W końcu nie każdemu to się zdarza. Ale oni bez ceregieli wtrącili mnie do celi a klawisz zamykając za mną drzwi krzyknął jeszcze:
"Możesz być z siebie dumny!"
W celi były tylko gołe szare ściany, zakratowane okno, trzy drewniane prycze i okropnie śmierdzące wiadro z sikami. Na jednej pryczy siaedział już inny więzień. Kiedy drzwi się za mną zamknęły, zapytał:
"Za co gibiesz, wuja?"
"Za to, że ujrzałem Twarz Boga" odrzekłem. "Na tym zepsutym świecie ludzie nie zdają sobie sprawy, że osobie, która ujrzała Twarz Boga, należy się szacunek." Opowiedziałem mu pokrótce co mi się zdarzyło w przeciągu ostatnich kilku dni. On, wysłuchawszy powiedział:
"Wiesz co wuja? Mi się zdaje, że ty nie gibiesz za to, że ujrzałeś Twarz Boga, tylko za to, że nie zapomniałeś o sobie. Za to, że twoje pozorne ja bardzo szybko zaczęło przypominać o swoim istnieniu i domagać się atencji. Ono zawsze tak będzie robić, będzie wymyślać najprzedziwniejsze argumenty żeby na siebie zwrócić uwagę. Na przykład będzie podszeptywać, że kto widział Twarz Boga, ten jest lepszy niż inni ludzie i godzien specjalnego szacunku. Jest to oczywiście argument fałszywy, pozorne ja próbuje przypisać sobie nie swoje zasługi, a kto się na te głupie podszepty daje nabrać, tego otoczenie - no cóż, bierze za wariata. Pozorne ja chciałoby odgrywać rolę klawisza i mieć nad tobą kontrolę, ale nie daj się nabrać. Pamiętaj, że miałeś zapomnieć o sobie."
W tym momencie szczęknął zamek, drzwi celi się otwarły, pojawił się w nich klawisz i rozdarł japę:
"Nie mąć mu w głowie, ty Szuszwolu ze Swarzyndza! Wylatuj stąd, wypuszczamy ciebie!"
Rzucił mu foliowy worek z jego osobistymi przedmiotami, paskiem który ów więziań włożył sobie w spodnie, oraz sznurowadłami koloru zielonego, które wciągnął sobie w buty. Wychodząc obrócił się jeszcze i powiedział:
"Pamiętaj, że miałeś zapomnieć o sobie."
Klawisz znów wrzasnął:
"Nie mąć mu w głowie! On ma być z siebie dumny!"

Poczym drzwi się zamknęły i zostałem sam w celi.

No comments:

Post a Comment

SAMUELU, SAMUELU!

  Opowiadał mi frater Adalbertus: Siedziałem kiedyś na skwerze na osiedlu blokowym i obserwowałem gromadkę bawiących się dzieci. Panował t...