Opowiadał mi frater Adalbertus:
Czy to możliwe, by zobaczenie Twarzy Boga mogło
wprowadzić człowieka w tarapaty? Oto, co mo się kiedyś
przydarzyło. Byłem kiedyś w pewnej niezwykłej górskiej dolinie,
gdzie (jak mówiono) bije źródło wody żywej, a w tym źródle
(jak mówiono) można zobaczyć Twarz Boga. Oczywiście strasznie
byłem ciekaw tego zjawiska, ale doszedłszy tam strasznie się
rozczarowałem: źródło biło w ocembrowanej studzience, gdzie -
zajrzawszy - zobaczyłem tylko odbicie własnej kalafy. W okolicy
pasły się owce i akurat tak się złożyło, że obok studzienki
stał pasterz, który mi powiedział, że jeśli chcę zobaczyć
Twarz Boga, to muszę zapomnieć o sobie. W tym momencie jakby mnie
olśniło, na moment rzeczywiście zapomniałem o sobie, zajrzałem
do studzienki i - zobaczyłem Twarz Boga. Zrobiło to na mnie takie
wrażenie, że omal nie zemdlałem. Usiadłem na kamieniu obok
studzienki i próbowałem zebrać myśli. Niestety nie przychodziło
mi to łatwo. Tak naprawdę to nie przychodziło mi to wcale, szedłem
potem w dół doliny jakby conieco na chaju i przez najbliższe kilka
dni snułem się po okolicy jak śnięta ryba. W jednym miasteczku
przechodząc przez skrzyżowanie nie zauważyłem czerwonego światła,
samochody zatrzymywały się z piskiem opon, a ja nie zwracałem na
nie uwagi. W końcu zatrzymał mnie policjant, ale jak mu
powiedziałem, że właśnie widziałem Twarz Boga i jestem pod
wrażeniem, to mnie zostawił. I słusznie. W końcu nie każdemu się
zdarza zobaczyć Twarz Boga. Osoby, które oglądały Twarz Boga,
należy otaczać szacunkiem.
W końcu jednak władowałem się w tarapaty. Nie bardzo
wiedząc gdzie idę zalazłem za jakąś ozdobnie kutą bramę, ktoś
za mną krzyczał że nie wolno, a ja nic, szedłem dalej, zaszedłem
na dziedziniec budynku który właściwie wyglądał na pałac,
zaparkowane tam były lśniące limuzyny, w końcu wokół mnie
pojawili się jacyś panowie w ciemnych okularach, żądali okazania
dokumentów, ja im opowiadałem o Twarzy Boga, jednakże ci panowie
nie okazywali mi z tego powodu szacunku, wręcz przeciwnie, skuli
mnie w kajdanki, wepchnęli do samochodu z kratkami w oknach i
wywieźli do aresztu. Tam, nie okazując najmniejszego szacunku
osobie, która widziała Twarz Boga, odebrali mi wszystko co miałem
w kieszeniach, zabrali mi sznur którym byłem przepasany, nawet
sznurowadła z butów kazali mi wywlec. Ja im opowiadałem o Twarzy
Boga, a oni tylko się śmiali:
"No, no! Twarz Boga widziałeś? To możesz być z
siebie dumny!"
Pewnie że mogę. W końcu nie każdemu to się zdarza.
Ale oni bez ceregieli wtrącili mnie do celi a klawisz zamykając za
mną drzwi krzyknął jeszcze:
"Możesz być z siebie dumny!"
W celi były tylko gołe szare ściany, zakratowane
okno, trzy drewniane prycze i okropnie śmierdzące wiadro z sikami.
Na jednej pryczy siaedział już inny więzień. Kiedy drzwi się za
mną zamknęły, zapytał:
"Za co gibiesz, wuja?"
"Za to, że ujrzałem Twarz Boga" odrzekłem.
"Na tym zepsutym świecie ludzie nie zdają sobie sprawy, że
osobie, która ujrzała Twarz Boga, należy się szacunek."
Opowiedziałem mu pokrótce co mi się zdarzyło w przeciągu
ostatnich kilku dni. On, wysłuchawszy powiedział:
"Wiesz co wuja? Mi się zdaje, że ty nie gibiesz
za to, że ujrzałeś Twarz Boga, tylko za to, że nie zapomniałeś
o sobie. Za to, że twoje pozorne ja bardzo szybko zaczęło
przypominać o swoim istnieniu i domagać się atencji. Ono zawsze
tak będzie robić, będzie wymyślać najprzedziwniejsze argumenty
żeby na siebie zwrócić uwagę. Na przykład będzie podszeptywać,
że kto widział Twarz Boga, ten jest lepszy niż inni ludzie i
godzien specjalnego szacunku. Jest to oczywiście argument fałszywy,
pozorne ja próbuje przypisać sobie nie swoje zasługi, a kto się
na te głupie podszepty daje nabrać, tego otoczenie - no cóż,
bierze za wariata. Pozorne ja chciałoby odgrywać rolę klawisza i
mieć nad tobą kontrolę, ale nie daj się nabrać. Pamiętaj, że
miałeś zapomnieć o sobie."
W tym momencie szczęknął zamek, drzwi celi się
otwarły, pojawił się w nich klawisz i rozdarł japę:
"Nie mąć mu w głowie, ty Szuszwolu ze
Swarzyndza! Wylatuj stąd, wypuszczamy ciebie!"
Rzucił mu foliowy worek z jego osobistymi przedmiotami,
paskiem który ów więziań włożył sobie w spodnie, oraz
sznurowadłami koloru zielonego, które wciągnął sobie w buty.
Wychodząc obrócił się jeszcze i powiedział:
"Pamiętaj, że miałeś zapomnieć o sobie."
Klawisz znów wrzasnął:
"Nie mąć mu w głowie! On ma być z siebie
dumny!"
Poczym drzwi się zamknęły i zostałem sam w celi.
No comments:
Post a Comment