Thursday 25 January 2018

PSYCHOLOGIA

Opowiadał mi frater Adalbertus:
Czymże jest psychologia? Leczeniem objawów? Czy psycholog rozumie, z czego trzeba leczyc? A może zagubiony jest w świecie akurat tak samo, jak jego potencjalny pacjent, który również nie rozumie przyczyny swoich dziwnych zachowań? Może tak samo jak pacjent odcięty jest od tej najprawdziwszej Rzeczywistości, nieświadom nawet tego, że mógłby ją dostrzec?
Wiem coś o byciu takim pacjentem, sam bowiem trafiłem do wariatkowa i przyjęto mnie z pełnymi honorami jako tego szalonego mnicha, co bredzi coś o Twarzy Boga. Najpierw mnie aresztowano za to, że wlazłem tam, gdzie nie powinienem włazić, ale potem uznano, że należy mnie odesłać do psytala szpichiatrycznego. Psytal szpichiatryczny był seledynowy, na seledynowo pomalowane były wnętrza, seledynowe były piżamy pacjentów, jeden miał nawet seledynowe sznurowadła w pepegach. Ten ostatni to był dość szczególny przypadek. To znaczy wszyscy pacjenci byli w jakiś sposób dziwaczni, ale ten szczególnie rzucał się w oczy, stał bowiem cały czas w bezruchu oparty o miotłę i wpatrywał się w nieokreśloną dal. Miał długie włosy i absolutnie nieruchomą twarz, czym przypominał trochę indiańskiego wodza. Czasami robił kilka kroków, tak że przesuwał się czasami z miejsca na miejsce i można go było znaleźć w zupełnie nieoczekiwanych pomieszczeniach. Na przykład w kącie gabinetu, w którym pani psycholog w dużych okularach przeprowadzała ze mną rozmowę. Pani psycholog chciała postawić diagnozę, bo oczywiście uznany zostałem za chorego. Bo oczywiście w naszej wspaniałej postępowej cywilizacji umiejętność zobaczenia Twarzy Boga uważana jest za chorobę psychiczną.
Ów gabinet był całkiem przestronny, tak że nieruchomy pacjent z miotłą stojący w rogu nikomu nie przeszkadzał. Nikt na niego nie zwracał uwagi, równie dobrze mógłby tam stać wieszak na ubrania. W swojej seledynowej piżamie zlewał się z tłem, bowiem ściany też były pomalowane na seledynowo. Jedna ściana miała duże okno z widokiem na słoneczną łąkę i las za łąką. Po tej łące chodziła sobie, niczym zjawa nie z tej bajki, dziewczyna ubrana w poszarpaną suknię zszytą z kolorowych łatek. Wyglądała jak istna Łoblodra z Łobornik, włosy miała rozpuszczone i ufarbowane na kolorowe pasemka, a na dobitkę była bosa. Chodziła sobie po tej łączce, zrywała kwiatuszki i wiła z nich wianek, a kiedy go uwiła, poszła dalej i zniknęła z pola widzenia. Myślałem sobie, że dziwne jest takie wielkie okno w tym przybytku o drzwiach bez klamek. Może jest z jakiegoś wzmocnionego szkła? Tymczasem pani psycholog, która była najzupełniej normalną kobietą, o włosach upiętych w kok i ubrana w biały kitel skrywający schludne ubranko, siedząc za biurkiem przeprowadzała ze mną rozmowę.
To powiada frater, że widział Twarz Boga? Wygląda na to, że mamy do czynienia z przywidzeniami paraniocznymi. Niech się frater nie martwi, dostanie frater odpowiednią tabletke i zwidy miną.”
Takie dictum nan moment odebrało mi mowę. Więc ona Oblicze Najwyższego traktuje jak jakieś zwidy! Zareagowałem na to z oburzeniem:
Ależ ja nie mam żadnych zwidów! Czyżby Oblicze Najwyższego uważała pani za zwidy? Czyżby umiejętność dostrzeżenia tego Oblicza uważała pani z chorobę psychiczną? Oblicze Najwyższego jest Rzeczywistością prawdziwszą, niż wszystko co pani szanowna widzi.”
Wie frater,” odparła ona z ironicznym uśmieszkiem. „Umiejętność dostrzeżenia Twarzy Boga nie jest problemem psychologii...”
A niby dlaczego nie?”
Te słowa dobiegły z rogu pokoju i tak zdziwiły panią psycholog, że wybałuszyła gały i rozdziawiła japę. Patrzała w róg pokoju, jakby to ona nagle zobaczyła jakąś zjawę. Zjawą był dobrze znajomy pacjent z miotłą, ale szokujące było jego zachowanie. Nie patrzał tępo w dal, tylko najzupełniej trzeźwo na panią psycholog, a w dodatku uśmiechał się ironicznie.
A niby dlaczego nie?” powtórzył. „Nie uważa pani szanowna, że to właśnie powinno być najważniejsze zadanie psychologii? Że psychologia powinna prowadzić człowieka do takiego stanu psychicznego, w którym byłby on zdolen dostrzec Oblicze Najwyższego? I że jeśli psycholog tego nie robi, to sprzeniewierza się swemu powołaniu?” Pani psycholog najwyraźniej przyszła do siebie, bo powolutku zamknęła japę i spokojnie odpowiedziała:
Coś podobnego! To pacjenci będą mnie teraz uczyć psychologii? Naprawdę, ten współczesny świat zaczyna stawać na głowie. Niestety, psychologia i Twarz Boga nie mają ze sobą wiele wspólnego, pomiędzy zdrowiem psychicznym a Bogiem nie ma związku, te drzwi pozostają szczelnie zamknięte. Tak szczelnie jak to okno. Czy potrafiłbyś je otworzyć? Nawet wybić go nie można, bo szyby są ze wzmocnionego szkła, żeby pacjenci sobie krzywdy nie zrobili.”
Mogę spróbować” odparł jej rozmówca i puścił swoją miotłę, która przewróciła się z trzaskiem. Podszedł do biurka, przykucnął, objął je ramionami i lekko poruszył. Co on chce zrobić - pomyślałem? Podnieść je? To było solidne dębowe biurko, niezła klofta. I co niby chciałby z nim zrobić? On tymczasem trochę poprawił uchwyt i podniósł biurko do góry. Wszystkie papiery sfrunęły i rozleciały się po pokoju, pani psycholog ledwie zdążyła złapać telefon wrzeszcząc jednocześnie:
Co robisz, wariacie?!”
On tymczasem rzucił biurko w kierunku okna, kawałki wzmocnionego szkła z brzękiem posypały się na podłogę, biurko wylądowało w trawie, a pacjent wyskoczył przez rozbite okno i pobiegł do lasu. Owiał nas powiew świeżego powietrza. Pani psycholog, która telefon zdążyła złapać w samą porę, podniosła słuchawkę i wystukała numer.
Halo?” powiedziała do słuchawki. „Czy możecie szybko tu przyjść? Ten Szuszwol ze Swarzyndza znów narobił bałaganu.”

No comments:

Post a Comment

SAMUELU, SAMUELU!

  Opowiadał mi frater Adalbertus: Siedziałem kiedyś na skwerze na osiedlu blokowym i obserwowałem gromadkę bawiących się dzieci. Panował t...