Tuesday 29 September 2020

KAMIENIE PŁAKAĆ BĘDĄ

 Opowiadał mi frater Adalbertus:

Domy, w których mieszkają inni ludzie; opustoszałe mury budynków, w których niegdyś zbierali się wierni chwaląc Najwyższego; cmentarze zarośnięte zdziczałym kwieciem, wśród którego stoją tablice nagrobne pokryte literkami o kształcie płomyków - oto, co zostało po ludzie, który mieszkał w tym kraju od stuleci. Czyż nie trzeba nad nim płakać, czyż nie należałoby choć kilka łez uronić nad tym ludem przeganianym z kraju do kraju, jakby wisiało nad nim jakieś przekleństwo? A może należałoby się przygotować na ponowne przyjęcie go u siebie, bo przecież słusznie mówi przysłowie, że gość w dom - Bóg w dom, a zupełnie możliwe, że ten lud pewnego dnia będzie znów z jakiegoś kraju wygnany?

Tak sobie rozmyślałem przechadzając się po zapomnianym i zapuszczonym cmentarzu, było późne lato i bujnie kwitła nawłoć, słońce chyliło się ku zachodowi, a litery na nagrobkach lśniły niczym kamienne łzy. Czyżby spełniło się jakieś proroctwo, że skoro ludzie nie płaczą, to kamienie płakać będą? A może należałoby rozumować odwrotnie: że wierność przymierzu się nie opłaca, albo że przymierze z Jahwe Zastępów to rzecz niebezpieczna? Chociaż takie rozumowanie może być ryzykowne, w końcu my też jesteśmy w przymierzu z Jahwe. Niektórzy twierdzą, że to nasze przymierze jest lepsze, że oni sami są sobie winni, ale czy godzi się słuchać takich podszeptów? Cóż zatem pozostaje? Chyba przyłączyć się do kamieni i płakać nad tym ludem przeganianym z kraju do kraju, jakby wisiało nad nim jakieś przekleństwo. Nagle tok moich rozmyślań przerwało głośno wypowiedziane zdanie:

Nieszczęsny to kraj, w którym pozostały tylko nagrobki.”

Wydawało mi się, że byłem wśród tych płaczących głazów sam, dlatego owo głośno wypowiedziane zdanie zupełnie mnie zaskoczyło. Zaskoczyła mnie również jego treść - z tego rodzaju opinią jeszcze się nie spotkałem. Postanowiłem więc z nim polemizować, a w tym celu obróciłem się, by mego polemistę zobaczyć. Był nim brodaty mężczyzna w czarnym ubiorze i kapeluszu. Przechadzał się w sąsiednim rzędzie płaczących kamieni. Odezwałem się doń:

Jak to - ‘nieszczęsny to kraj’? Czyż nie należy raczej płakać nad tym ludem, który z kraju do kraju jest przeganiany, jakby wisiało nad nim jakieś przekleństwo?”

Zapewne należy, fratrze dobrodzieju, tym niemniej nieszczęsny to kraj, w którym pozostały tylko nagrobki. Gość w dom, Bóg w dom, prawda? A co się dzieje, jeśli gość z domu ucieka? Oj, niedobrze się dzieje, prawda? Nieszczęsny to kraj, z którego uciekają goście.”

No cóż, nie bardzo miałem jak z nim polemizować. Nie należałem przecież do tych, który życzyli sobie, by goście z domu pouciekali. On tymczasem mówił dalej:

Frater zna przecież Księgę Rodzaju i na pewno pamięta opisaną tam walkę Jakuba z Aniołem. A pamięta frater, co się stało po tej walce? Otóż po tej walce Jahwe Elohim obiecał Jakubowi, że przez niego i jego potomków błogosławione będą narody ziemi. Obietnica ta dotyczy wszystkich narodów. Naród, który Boże błogosławieństwo odrzuca winien być nazwany nieszczęsnym i modlić się trzeba o jego nawrócenie. Kraj, w którym po Bożym błogosławieństwie zostały tylko nagrobki winien być nazwany nieszczęsnym i modlić się trzeba o to, by Boże błogosławieństwo do niego powróciło.”

To powiedziawszy odwrócił się i zaczął się oddalać spacerowym krokiem. Zanim się zupełnie oddalił, zapytałem go jeszcze:

A ty kim jesteś, że masz tak odmienny od mojego punkt widzenia? Czyżbyś był członkiem tego ludu i przyjechał zapłakać nad ruinami dawnych siedzib?” On, zatrzymawszy się na moment obrócił się i powiedział:

Nigdzie nie wróciłem i na pewno nie trzeba nade mną łez ronić. Jestem tylko Szuszwolem ze Swarzyndza szlajającym się raz tu raz ówdzie i głoszącym punkty widzenia, na które nie warto w ogóle zwracać uwagi.”

To powiedziawszy kontynuował swój spacer i wkrótce znikł pośród bujnych, nad głowę sięgających kwiatów.


(Jeśli kto lubi Szuszwola, niech zajrzy tu)

Monday 21 September 2020

ŁAŹNIA

Opowiadał mi frater Adalbertus:

Czy moża ukryć Prawdę pod jakąkolwiek szatą? Czy jest taka szata, pod którą Prawda byłaby nierozpoznawalna? Czyż nie jest tak, że odarta z szat Prawda ukaże się w całej swojej nagości? A może Prawdy wcale nie ma, a są tylko szaty?

Wędrowałem kiedyś przez kraj, gdzie w powszechnym zwyczaju było chodzenie do publicznej łaźni. W każdym miasteczku łaźnia stała w centrum miasta i zależnie od dnia tygodnia przychodzili tam tylko mężczyźni albo tylko kobiety. Pewnego razu i ja postanowiłem się tam udać, aby zmyć z siebie kurz tego pustynnego raczej kraju.

Atmosfera wewnątrz łaźni bardzo się różniła od tej na zewnątrz. Na zewnątrz suche pustynne powietrze unosiło drobinki pyłu, który stopniowo pokrywał włosy i odzienie, wewnątrz natomiast powietrze było wilgotne, kłęby pary unosiły się nad basenem, do którego wchodzili mężczyźni, by obmyć z siebie drobinki pyłu. Na zewnątrz ludzie okrywali swe ciało dokładnie, szczególnie kobiety okrywały wszystko łącznie z głową i czasem nawet twarzą, w łaźni natomiast wszyscy rozbierali się do golutka. Tego dnia kobiet oczywiście nie było, tylko mężczyźni z najróżniejszych grup społecznych. Wszyscy tam byli reprezentowani, od ubogich plebejuszy zostawiających w szatni swe skromne odzienie, po dobrze usytuowanych tłuścioszków, którzy zrzucali swe kosztowne ubrania, w łaźni bowiem wszyscy są równi. Nawet przedstawiciele miejscowego duchowieństwa zrzucali swe powiewne szaty i dostojne turbany, a zrzuciwszy je nie różnili się niczym od zwykłych ludzi.

Obserwując jednego z owych duchownych jak zrzuca przyodziewek i zanurza się w kąpieli tak jak go Pan Bóg stworzył pomyślałem sobie, że podobnie jest z naukami, które prezentuje w czasie gdy ubrany jest w swą fantazyjną szatę. Te nauki to tak naprawdę fikcja, ale pod fikcją ukryta jest naga Prawda. Można by nawet powiedzieć, że funkcją tej fikcji jest naprowadzanie na Prawdę; chyba tak właśnie należałoby rozumieć, że w każdej religii jest cząstka Prawdy. W błędzie jest ten, kto się tej fikcji uczy na pamięć, natomiast nie jest w błędzie, kto da się jej prowadzić ku Niewyrażalnej Prawdzie.

Z całą przyjemnością wymoczyłem się, zgodnie ze zwyczajem tego miasta, w gorącej wodzie, a kiedy opuszczałem ten przybytek, wyszedł razem ze mną ów duchowny odziany w swą fantazyjną szatę. Tymczasem na ulicy ujrzałem znajomą skądsiś postać: brodacza z długimi włosami, w za krótkich spodniach i w za dużych butach z zielonymi sznurowadłami. Zobaczywszy mnie, brodacz zagadnął:

"Cóż to, bracie Adalbercie, z innowiercami się bratasz i do jednej łaźni z nimi chodzisz?"

"I czemuż miałbym się nie bratać?" odparłem. "W dodatku właśnie w łaźni zdałem sobie sprawę, że innowiercze doktryny są jako te szaty zrzucane w łaźni, te ich doktryny tak naprawdę są fikcją, ale pod tą fikcją kryje się naga Prawda. Można by nawet powiedzieć, że funkcją tej fikcji jest naprowadzanie na Prawdę. Tak chyba należy rozumieć twierdzenie, że w każdej religii jest cząstka Prawdy. W błędzie jest ten, kto się tej fikcji uczy na pamięć, natomiast nie jest w błędzie ten, kto daje się prowadzić ku Niewyrażalnej Prawdzie."

Usłyszawszy ten wywód, mój rozmówca rzekł:

"Dobrze powiedziane, dobrze powiedziane, bracie Adalbercie. A czy mógłbyś mi jeszcze powiedzieć, czy jakaś religia stanowi wyjątek od tej reguły?"

Przyznam się, że takich podchwytliwych pytań nie lubię, odparłem więc z oburzeniem:

"Kim ty jesteś, żeby mi takie podchwytliwe pytania zadawać?" On odrzekł:

"Oh, ja jestem tylko Szuszwolem ze Swarzyndza, możesz się moimi pytaniami nie przejmować."

To powiedziawszy oddalił się i znikł za najbliższym rogiem, a ja zostałem sam w pustej uliczce, przez którą pustynny wiatr niósł drobinki pyłu.


Monday 14 September 2020

WOLNOŚĆ

Opowiadał mi frater Adalbertus:

Pewnego dnia byłem na międzynarodowej konferencji ekumenicznej poświęconej problemowi moralności we współczesnym świecie. Była to dobrze zorganizowana konferencja, liczni przedstawiciele różnych wyznań spotykali się w dużej auli z mównicą, przy której zainstalowanych było kilka mikrofonów. Towarzystwo nie było zbyt barwne, w końcu minęły już czasy kiedy duchowni różnych wyznań wymyślali sobie fantazyjne ubiory, minęły też czasy, kiedy ich następcy nosili te fantazyjne ubiory, ponieważ taka była tradycja; delegaci ubrani byli przeważnie w ciemne garnitury, co najwyżej z koloratką zamiast krawata. Tematem była, jak się powiedziało, moralność we współczesnym świecie. Ciekawe, jak różne podejście do tego problemu mają przedstawiciele różnych wyznań. Niektórzy mówcy ubolewali nad upadkiem moralności i postulowali odrodzenie religijne, bowiem bez religii moralność w ogóle zniknie i każdy będzie sobie robił co będzie chciał. Inni odwrotnie, ubolewali nad odchodzeniem ludzi od religii i postulowali złagodzenie nakazów moralnych, ponieważ moralność postrzegana jest jako ograniczenie wolności i odstrasza ludzi od religii. Wolność jest, jak wiadomo, wartością najwyższą we współczesnym świecie. Liczni mówcy w garniturach i koloratkach wchodzili na mównicę z plikami papierów i rozważali zawiłym językiem zawiłą sytuację moralności i zawiłe jej powiązania z religią oraz wolnością. Niektórzy mówiąc raz po raz popijali wodę ze szklanki, która stała na brzegu mównicy. Jak przystało na poważną konferencję, trwało to wszystko godzin kilka. Z przerwami oczywiście.

W czasie jednej z takich przerw, a właściwie pod koniec przerwy, kiedy większość delegatów była już na swoich miejscach, ale na sali jeszcze panował gwar, do mównicy podszedł osobnik wyraźnie odcinający się od reszty towarzystwa. Przede wszystkim wszedł w kapeluszu, dużym słomkowym kapeluszu ocieniającym oczy, spod kapelusza wypływała długa broda, a przyodziewek miał zdecydowanie mniej elegancki niż większość mówców. Właściwie to ten przyodziewek był zdecydowanie nieelegancki, wyglądał on raczej jak jakiś zakurzony pielgrzym, tym bardziej że w ręku trzymał kostur z brzozowego konaru, którym idąc stukał o podłogę. Podszedł do mównicy i łupnął o nią swym kosturem tak, że podskoczyła szklanka z wodą. Na sali zrobiło się cicho, a przybysz nachylił się ku mikrofonom i powiedział: „Słyszałem tutaj wypowiedziane twierdzenie, że moralność jest nakazem religii. Słyszałem też twierdzenie, że stanowi ona ograniczenie wolności. Otóż drodzy państwo, chciałbym państwu powiedzieć, że oba twierdzenia są błędne. Moralność nie jest nakazem religii, ona jest jej warunkiem. Prawo Boże nie ogranicza wolności, ono ją umożliwia. Wolność od łamania Prawa Bożego jest pierwszym stopniem wolności, po nim są następne: wolność od nienawiści i dalej wolność od pozornego ja. Kto nie jest wolny od łamania Prawa Bożego, ten nie rozpali w sobie płomienia prawdziwej miłości – to niemożliwe. Kto nie rozpali w sobie płomienia prawdziwej miłości, ten nigdy nie spali więzów pozornego ja – to niemożliwe. Kto nie wyzwoli się z więzów pozornego ja, ten nigdy nie zrobi nawet kroczka w kierunku Najwyższego – to niemożliwe. I odwrotnie, proszę państwa, wolność od łamania Prawa Bożego pozwala rozpalić płomień prawdziwej miłości, płomień prawdziwej miłości pozwala spalić pozorne ja na kupkę popiołu, dopiero kiedy tę kupkę popiołu rozwieje Święty Wiatr – możemy zrobić kroczek w kierunku Najwyższego. A wiedzcie państwo, że ten kroczek będzie najważniejszym kroczkiem całego ludzkiego życia, choćby kto żył sto dwadzieścia lat i cały czas wędrował. Wiedzcie również, że każda, nawet największa podróż zaczyna się zawsze od pierwszego kroczku.”

W tym momencie do mównicy podeszła pani moderator, elegancka osóbka w szarym żakieciku, i powiedziała:

Przepraszam, ale chyba nie mam pana na liście prelegentów. Czy można wiedzieć jakie reprezentuje pan wyznanie, albo jaką organizację?”

Ja mam jakąś organizację reprezentować? Ja, Szuszwol ze Swarzyndza, wędrowny hermeneutyk? Przecież to śmieszne!”

Skoro nie reprezentuje pan nikogo, to czy mógłby pan opuścić to miejsce?”

Oczywiście że mógłbym. Dziękuję państwu.”

Powiedziawszy to intruz skłonił się w stronę sali głęboko, zdejmując kapelusz i zamiatając nim podłogę, poczem wcisnął go sobie z powrotem na oczy i postukując swym kosturem wyszedł z sali.

Tuesday 8 September 2020

GNIEW BOŻY

Opowiadał mi frater Adalbertus:

Pewnego dnia pokłóciłem się srodze ze współbratem. Wydawało mi się, że był wyjątkowo niegodziwy, w pewnym momencie przebrał miarę i – jak to mówią – odpadła mi czapka. Wynikła z tego straszna awantura, po której zdegustowany wybiegłem na ulicę. Przygnębiony szlajałem się ulicami bez celu. W pewnym momencie przechodziłem obok małego kościółka ukrytego pośród kamienic. Postanowiłem do niego wejść. Był to barokowy kościółek ze wspaniałym malowidłem na suficie: otwarte niebo i siedzący na chmurach Bóg Ojciec ciskający gromy na rzeszę potępionych golasów. W kościele było pusto i cicho, a ja – ciągle pod wrażeniem niedawnej kłótni – powiedziałem na głos:

Czy może być coś gorszego na tym świecie?”

Nie spodziewałem się odpowiedzi, która jednak nieoczekiwanie nadeszła. Gdzieś z góry usłuszałem głos odbijający się echem od sklepienia i murów.:

Gniew Boży!”

Rozejrzałem się. Skąd ten głos mógł dojść? Pod jedną ze ścian rozstawione było rusztowanie, najwyraźniej odnawiano stare freski. Rzeczywiście, na jednej z desek rusztowania ktoś siedział dyndając girami.

Jak się go ustrzec?” zapytałem.

Poskramiając swój własny gniew” doszedł mnie głos z góry.

To nie jest takie łatwe” powiedziałem pamiętając jak zupełnie niedawno odpadła mi czapka.

Łatwe to może nie jest, ale i tak to jest prawda: jeśli chcesz się uchronić od gniewu Bożego, musisz chronić innych od twego własnego gniewu. Pamiętaj: jeśli Pan Bóg pokazuje ci zło, to nie po to, byś na nie odpowiadał złem, lecz po to, byś dostrzegł zło ukryte w tobie i byś się nawrócił. Na gniew nie odpowiadaj gniewem, lecz wybaczeniem.”

No tak, ale każdy ma przecież swoje nerwy.”

To pewnie i prawda. Płomień Pański jest w każdym człowieku, jest on konieczny do życia, ale lepiej mieć nad nim kontrolę, by nie eksplodował. Jeśli eksploduje, może narobić dużo szkody i mnóstwo jest potem naprawiania. Naprawić trzeba, nie wolno przychodzić z darem przed ołtarz jeśli twój brat ma coś przeciwko tobie. Jednak ciągłe naprawianie to nie jest najlepszy sposób. Nie zajedziesz daleko samochodem, który co chwila trzeba naprawiać. Dlatego lepiej nauczyć się doglądać Płomienia Pańskiego tak, by nie eksplodował.”

Ale jak to zrobić?”

Na przykład zadać sobie na Wielki post umartwienie: nie dać się sprowokować do gniewu. Jeśli uda ci się nie wybuchnąć gniewem przez czterdzieści dni, to potem taka pokusa będzie się pojawiać znacznie rzadziej. Owszem, czasem gniew będzie w tobie wzbierał, lecz pamiętaj wtedy: to jest próba. Czy jesteś godny zaufania? Bowiem tylko godni zaufania ujrzą Oblicze Najwyższego inne niż to, które widzisz tu na suficie.”

Słowa te odbijały się od sklepienia tak, iż miałem wrażenie, że dochodzą z nieba. Wypowiadający siedział na rusztowaniu, trzymał w dłoni mały pędzelek i kiwał nogami. Zapytałem:

Nie bardzo widzę z kim rozmawiam. Czy możesz mi powiedzieć kim jesteś i co tu w ogóle robisz?”

Jestem po prostu Szuszwolem ze Swarzyndza, a moim zadaniem jest odnawianie tego, co zostało w ciągu wieków zapomniane” powiedział ów osobnik i zamachał nogami, a ja w tym momencie spostrzegłem w jego butach charakterystyczne zielone sznurowadła.


(Jeśli kto lubi Szuszwola, niech zajrzy tu)

Saturday 5 September 2020

PAN BÓG KULE NOSI

 Opowiadał mi frater Adalbertus:

Wybrałem się kiedyś w pielgrzymkę misyjną, jak to w dawnych czasach robili Dominikanie. Chodziłem od miasta do miasta i głosiłem Dobrą Nowinę nawrócenia. Słowa moje trafiały jednak do głuchych uszu. Niektórzy czasem wysłuchali co miałem do powiedzenia, a następnie wracali do codzienności goniąc za pieniędzmi i prowadząc rozpustne życie. Nawet księża uważali często, że parafię trzeba prowadzić jak przedsiębiorstwo i fachowo troszczyli się o finanse. Pewnego wieczora w małym mieście chciałem wejść do Świątyni Pańskiej, ale była zamknięta na cztery spusty, tego bowiem wymagało towarzystwo ubezpieczeniowe. Usiadłem więc na schodkach przed kościołem i zastanawiałem się nad upadkiem obyczajów. Z jednej strony dochodził hałas ze stojącego tam kasyna, z drugiej w drzwiach sklepu z napisem PORNO SHOP wdzięczyła się skąpo ubrana panienka. Środkiem ulicy szedł chwiejnym krokiem jakiś osobnik wyglądający na dziada, którego los pokarał ubóstwem i który teraz musi żebrać o chleb. Nagle ulicą przejechał z nadmierną prędkością lśniący mercedes. Dziad ledwo zdążył przed nim uskoczyć, a stojąc potem na chodniku wykrzyknął:

Chwała Najwyższemu, który karze głupców bogactwem!”

Zdumiałem się tym okrzykiem, więc rzekłem do niego:

Proszę cię, dziadu, wyjaśnij mi co masz na myśli.”

Dziad odwrócił się ku mnie i rzekł:

On myśli, że swoim wysiłkiem i sprytem zarobił mnóstwo pieniędzy i że teraz będzie szczęśliwy; jeszcze nie wie, że to właśnie jest kara. A ty tu siedzisz i myślisz, że cały twój wysiłek idzie na marne. Obaj jesteście w błędzie. Ale opowiem ci historię pewnego Żyda z małego miasteczka. Otóż pewien prosty Żyd, rzemieślnik z małego miasteczka, postanowił ruszyć w świat, by głosić Słowo Boże. Miał on sławę cudotwórcy, potrafił uzdrawiać ludzi modląc się nad nimi do Najwyższego, więc ludzie przychodzili go słuchać. Ale jak to zwykle bywa, potem wracali do domów i robili swoje. Miał grupę uczniów, którzy chodzili wszędzie razem z nim, ale oni też zdawali się nic nie rozumieć z jego nauki. Raz po raz na przykład kłócili się który z nich jest najważniejszy. Uczonym rabinom natomiast nie w smak był taki wędrowny kaznodzieja popularniejszy niż oni, więc donieśli na policję że to jest groźny wywrotowiec. Kaznodzieja został aresztowany i stracony, a uczniowie, dowiedziawszy się że policja polityczna maczała w tym palce, rozpierzchli się na wszystkie strony. Jaki stąd morał? Ano taki, że jak ci kazali siać, to nie masz się martwić o żniwa, bo to nie twoja sprawa. Jak powiadają: człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi.”

To powiedziawszy dziad ruszył dalej swoim chwiejnym krokiem. Krzyknąłem za nim:

Powiedz mi, dziadu, kim jesteś, żeś taki mądry?”

On się odwrócił (wtedy dopiero spostrzegłem zielone sznurowadła jego butów) i powiedział:

Możesz mnie nazywać Szuszwolem ze Swarzyndza.”

To powiedziawszy oddalił się.


(Jeśli kto lubi Szuszwola, niech zajrzy tu)

Friday 4 September 2020

BOŻE KRÓWKI

 Opowiadał mi frater Adalbertus:

Jakże krucha jest wiedza człowieka i jakże chwiejne są jej podstawy! Czyż podstawa ludzkiej wiedzy jest bardziej stabilna, niż złocisty listek brzozy niesiony jesiennym wiatrem? Niby w naszych wspaniale oświeconych czasach wiedzę naszą opieramy na doświadczeniu, ale czy rzeczywiście? Czy nie jest to przypadkiem ułuda, wpojone przekonanie o podstawie nie bardziej stabilnej niż drugi szybujący listek brzozy? Któż jest w stanie przeprowadzić wszystkie doświadczenia będące podstawą naszej wiedzy o świecie? Możemy sobie wprawdzie kupić podręczny teleskop i zobaczyć księżyce Jowisza, ale mgławice, quasary, ucieczkę galaktyk? Możemy kupić podręczny mikroskop i z jedenastoletnim synem sprawdzać co pływa w wodzie ze stawu, ale któż jest w stanie, choćby ze względu na czas, przeprowadzić ponownie wszystkie badania z genetyki? Nie ma się co oszukiwać, nasza wiedza pochodzi z książek i opiera się na autorytetach w stopniu nie mniejszym, niż wiedza ludzi średniowiecza. Obraz świata oparty na obserwacjach i obliczeniach przeprowadzonych przez garstkę naukowców jest w rzeczywistości systemem wierzeń w stopniu nie mniejszym, niż średniowieczny system wierzeń oparty na interpretacji Biblii.

Pewnego razu poszedłem odwiedzić mego znajomego w jego nowym miejscu pracy, którym była szkoła otwarcie deklarująca, że swój system nauczania opiera na podstawach religijnych. Szkoła otoczona była starodrzewem, a ponieważ tego dnia wiał mocny wiatr, w powietrzu unosiły się złociste liście lip i brzóz. Mój znajomy był nauczycielem biologii, szukałem więc gabinetu przyrodniczego. Lekcje się skończyły i uczniowie opuszczali szkołę, ostatnich ledwie zdążyłem zapytać gdzie ów gabinet jest. Kiedy szedłem już odpowiednim korytarzem we wskazanym kierunku, usłyszałem ostrą wymianę zdań prowadzoną podniesionymi głosami:

Jest krzywdą wyrządzaną dzieciom uczenie ich, wbrew wszelkim naukowym dowodom, że świat istnieje mniej niż dziesięć tysięcy lat, albo że gatunki zwierząt i roślin są niezmienne. Równie dobrze można by im do głowy wciskać wierzenie, że Gwiazdorek przychodzi z nieba z prezentami.”

Proszę pana, ateistyczny światopogląd nie interesuje mnie. Może to pan pochodzi od małpy, ja nie. Ta szkoła opiera swój system nauczania na podstawach religijnych i nie będzie propagowała światopoglądu ateistycznego. Polityką szkoły jest krzewienie wiary w Boga i pan się musi do tej polityki dostosować. Pierwszym i podstawowym źródłem wiedzy wykładanej w naszej szkole jest Biblia.”

Ależ panie dyrektorze, czy nie uważa pan, że traktowanie dosłowne każdej metafory jest sprzeczne z intencjami autorów tej czcigodnej księgi?”

Drzwi gabinetu przyrodniczego były otwarte i to właśnie tam miała miejsce owa ożywiona wymiana zdań. Wszedłem do gabinetu niezauważony, uczestnicy sporu zbyt byli zajęci sobą by na mnie choćby spojrzeć. Jednym z nich był mój znajomy nauczyciel biologii, drugim osoba mi nieznana, ale z usłyszanych wypowiedzi mogłem się oczywiście domyślić, że był to dyrektor szkoły. Oprócz tego przez uchylone okno przysłuchiwał się tej dyskusji z szelmowskim uśmieszkiem osobnik stojący na zewnątrz, ubrany w duży słomkowy kapelusz, na którym osiadło kilka złocistych brzozowych listków. W pewnym momencie wtrącił się do rozmowy:

Zdaje się, że obu panom przydałby się wykład hermeneutyki.”

Obaj uczestnicy sporu spojrzeli na niego ze zdumieniem.

Wykład... czego?” spytał jąkając się pan dyrektor.

Sugeruje pan, że powinniśmy uczyć dzieci hermeneutyki?” spytał mój znajomy.

Nie dzieci. Sugeruję, że pewna doza wiedzy na temat hermeneutyki przydałaby się nauczycielom,” odrzekł zapytany.

Naprawdę? I cóż takiego nauczyciele powinni wiedzieć na temat hermeneutyki?”

Chcą panowie posłuchać? Służę więc. Otóż hermeneutyka to jest nauka o odczytywaniu znaków, prawda? Przedmiotem zainteresowania hermeneutyka powinny być oba końce procesu odczytywania, czyli zarówno jego przedmiot jak i podmiot. Podmiotem odczytywania jest umysł, prawda? A umysł funkcjonuje różnie w zależności od tego w jakim jest stanie. Inaczej funkcjonuje umysł w czasie snu, inaczej w stanie otumanienia, inaczej w stanie logicznego wnioskowania, inaczej w stanie głębokiego rozumienia rzeczywistości. Słyszałem przed chwilą przerzucane z jednego końca sali w drugi argumenty na temat wierzeń, wiedzy i wiary. Zrozumienie tych pojęć bardzo ułatwi nam uświadomienie sobie dla jakich stanów umysłu są one charakterystyczne. Otóż dla snu i marzeń charakterystyczne są wierzenia spontaniczne, nietrwałe, które łatwo w razie potrzeby odrzucić. Dla otumanienia charakterystyczne są wierzenia głęboko wpojone, które trudno odrzucić nawet gdy stoją na przeszkodzie racjonalnym decyzjom. Wiedza jest charakterystyczna dla stanu racjonalnego wnioskowania, natomiast wiara przynależy do stanu głębokiego rozumienia rzeczywistości. Mylenie wierzeń z wiedzą jest nieporozumieniem, podobnie jak nieporozumieniem jest mylenie wierzeń i wiedzy z wiarą. Słowa mogą brzmieć podobnie, ale na takiej zasadzie można by próbować wydoić bożą krówkę, skoro się tak nazywa. Wpajanie wierzeń tam, gdzie przekazywana ma być wiara przypomina trochę hodowanie bożych krówek na farmie mającej produkować mleko. Nieprawdaż?”

Co ty mi tu za ślory wciskasz?!” wykrzyknął nagle dyrektor. „Nie pozwolę, żeby jakiś szuszwol podważał mój autorytet!”

Na takie dictum osobnik ów uchylił słomkowego kapelusza i zaczął się oddalać. Mój znajomy zawołał za nim:

Zaczekaj! Powiedz chociaż z kim mieliśmy przyjemność!”

Podbiegł do okna, ja za nim. Osobnik nazwany przed chwilą szuszwolem oddalał się godnym krokiem przytrzymując ręką kapelusz. Wiatr był tak porywisty, że łopotały mu sznurowadła, które były widoczne z daleka, ponieważ - w przeciwieństwie do niesionych wiatrem złocistych liści - były jaskrawo zielone.

A to co?” zapytał mój znajomy podnosząc coś z parapetu. „Wizytówka?”

Istotnie była to wizytówka. Napisane na niej było: „Szuszwol ze Swarzyndza, wędrowny hermeneutyk.”


(Jeśli kto lubi Szuszwola, niech zajrzy tu)

SAMUELU, SAMUELU!

  Opowiadał mi frater Adalbertus: Siedziałem kiedyś na skwerze na osiedlu blokowym i obserwowałem gromadkę bawiących się dzieci. Panował t...